O Teneryfie napisano już wiele. W sieci znajdziecie mnóstwo przeróżnych zestawień plaż wraz z ich charakterystyką, ocenami, opisem restauracji oraz zaplecza sanitarnego. Nie będę dublować tych treści, tylko dam Wam w zamian coś innego.
Opowiem Wam o jednej z plaż. Wyjątkowej. Takiej, która w zestawieniach jest zazwyczaj pomijana. Może dlatego, że nie da się pod nią podjechać samochodem, skorzystać z prysznica czy zjeść obiadu w przerwie od plażowania. Playa de Diego Hernandez jest inna.
Żeby jednak poczuć jej inność, wprowadzę Was nieco w świat plażowania na Teneryfie.
Plaże Teneryfy
Południe Teneryfy to miejsce, w którym plażowanie jest możliwe praktycznie o każdej porze roku. Plaż jest wiele, a każda ma własny charakter. Ich wspólną cechą jest ciemny piasek wulkaniczny. Są oczywiście wyjątki, jak np. plaża Las Teresitas, położona niedaleko Santa Cruz de Tenerife. Jej jasny, drobny piasek jest jednak zasługą działalności człowieka – w latach 70’ plaża ta została zmodyfikowana, a czarny piasek został zastąpiony tym, przywiezionym z nie tak odległej pustyni Sahara.
Pan tu nie… leżał
Żeby uniknąć rozczarowania trzeba pamiętać, że wyobrażenia zbudowane przez Internet potrafią mocno odbiegać od rzeczywistości. Powiedzmy to otwarcie – turystyczne plaże są… turystyczne 😉 Na próżno tam szukać swobody, nawet poza szczytem sezonu. W kwietniu popularne plaże były pełne ludzi, stłoczonych ręcznik obok ręcznika. Większość z plaż na południu zlokalizowana jest przy głównych promenadach, otoczona knajpkami oraz pozostałą przyplażową infrastrukturą. Zaplecze sanitarne też robi swoje. Jednym słowem – wygoda. Dla nas jednak jest ona drugorzędna. Cenimy sobie spokój i zawsze ciągnie dalej, poza wydeptane ścieżki.
Plaża, dzika plaża
Playa de Diego Hernandez położona jest na północny-zachód od przystanku autobusowego La Caleta de Adeje w miejscowości La Caleta. Można na nią dotrzeć jedynie pieszo. Zostawiając za plecami ostatnie ślady cywilizacji, rozpoczynamy około 45 minutowy spacer. I to jaki spacer.
Droga do celu
Jedno mogę obiecać – nie będziecie narzekać na brak pięknych widoków, kamieni pod stopami, różnic wysokości, dzikich i stromych ścieżek wiodących tuż przy urwisku nad oceanem oraz namiotów hipisów. Tak – to miejsce jest tak naturalne piękne, że całkiem spora grupa ludzi zdecydowała zostać tam na stałe pośród przyrody.
Zwieńczeniem trasy po pagórkach jest samo zejście na plażę. Żeby dostać się na brzeg, trzeba zejść po skałach przy pomocy przymocowanej tam liny. No dobra, może nie trzeba – jest jeszcze jedna droga na około, choć również niełatwa, jednak nie mogłem odmówić sobie przyjemności zejścia na plażę w taki sposób. To w końcu kolejny element, nadający wyjątkowości temu miejscu.
Inna niż wszystkie
Sama plaża nie jest duża, jednak to żaden problem, bo w szczytowym momencie była tam nadal garstka osób. Nie posiada żadnej infrastruktury – toalet, pryszniców, zaplecza gastronomicznego. Jedynym okolicznym “lokalem” był szałas, którego mieszkaniec sprzedawał robione przez siebie mojito.
Gdy dodamy do tego trudną drogę dotarcia na plażę, nikogo pewnie nie zdziwi, że przekrój społeczny wśród bywalców jest nieco inny niż na bardziej publicznych plażach. Raczej nie znajdziemy tam wielu rodzin z dziećmi (choć zdarzały się wyjątki), należy się zamiast tego spodziewać psów bawiących się na plaży lub pływających z właścicielami w oceanie. Ze względu na odseparowanie plaży od reszty wyspy, można tu spotkać wiele osób korzystających z dostępnej prywatności i opalających się nago.
Plaża jest piaszczysta, przy czym piasek jest jasny jak na standardy Teneryfy. Zejście do oceanu jest dość łagodne i również piaszczyste, więc pod tym względem buty do wody nie są niezbędne. Przydadzą się jednak, jeżeli zapragniecie wejść do wody od strony pobliskich skał, zamiast od piaszczystego środka plaży – można tam spotkać trochę ostrych kamieni.
Brak infrastruktury oznacza również brak ratowników i wydzielonych stref w wodzie. Tym bardziej trzeba myśleć samemu i nie ignorować potęgi oceanu. Zwłaszcza że fale tam potrafią być mocne, więc uważajcie na siebie.
Tam, gdzie wolniej płynie czas
Chcecie poczuć klimat tego miejsca? Wyobraźcie sobie, że zamiast krzyków i rozmów oraz plażowych sprzedawców, którzy oferują Wam okulary, koce czy tajski masaż, macie prawie pustą plażę, szum oceanu i lokalnych mieszkańców, którzy właśnie rozpoczęli dzień i kilkaset metrów od Was przygrywają sobie na bębnach.
Dla mnie bajka. A dla Was? 🙂
Super! Chyba mamy podobne gusta 😉 Aż przypomina mi się jedna z najpiękniejszych plaż na jakiej kiedykolwiek byłem – Porto Timoni na greckim Korfu. Plaża jest położona na samym cyplu wyspy, ciężko dojechać nawet z pomocą nawigacji i schodzi się na nią ok. 30 minut przez drapiące po nogach krzaki. Ale po drodze są piękne widoki, od uliczek miasteczka, przez klify i oczywiście na samą plażę 🙂 A w nagrodę spokój, brak ludzi, sama natura i krystalicznie czysta woda <3