Pod koniec 2017 roku, planując nadchodzący wielkimi krokami 2018, przygotowaliśmy listę krajów do zdrapania z naszej mapy podboju świata 😉 Znalazła się tam między innymi Szwajcaria. Cóż więc innego mogliśmy zrobić, gdy już 1 stycznia znaleźliśmy supertanie loty do Bazylei na marzec? Błyskawiczny rzut oka w kalendarz i bilety kupione.
Popełniliśmy jeden strategiczny błąd przy planowaniu. Myśleliśmy zbyt mocno sercem i marzeniami, a nie przekalkulowaliśmy wszystkiego, co trochę do nas niepodobne. Wiedzieliśmy o tym, że koszty życia w części miejsc z naszej listy są wysokie, ale i tak tego nie doszacowaliśmy. Przy planowaniu podróży do Szwajcarii myśleliśmy pierwotnie o zwiedzeniu najbardziej urokliwych zakątków tego kraju, korzystając ze świetnie zorganizowanego transportu publicznego. Przejechanie pociągami całego kraju, który powierzchnią nieco przewyższa województwo mazowieckie brzmi dobrze, prawda? Po kalkulacji zakupu Swiss Travel Pass dla dwóch osób oraz doliczeniu tego, czego Swiss Travel Pass nie zapewniał okazało się, że koszty samego transportu przekraczały 3000,00 zł.
Zaczęliśmy myśleć co dalej. Szwajcaria była dla nas bardziej ciekawostką, nie priorytetem i nie chcieliśmy przez nią rezygnować z dalszych planów. Przez moment nawet przeszła nam przez myśl rezygnacja z wyjazdu. Szybko jednak przerodziła się w rzucone samym sobie wyzwanie – jedźmy ale zmodyfikujmy znacznie plany i zróbmy to wszystko jak najtaniej. Naprawdę, na MAX najtaniej. Tak, żeby tylko nie ucierpiało to, co dla nas w podróżach najważniejsze, czyli poznanie lokalnych zwyczajów i innej rzeczywistości. Tym samym prezentujemy Wam dziś zestawienie kosztów naszej biedapodróży do Szwajcarii 😉
Omówienie kosztów
Koszty w Polsce
Punktem startowym naszej podróży był, ponownie, Kraków, z którego to musieliśmy dostać się do stolicy. Najtaniej wychodził Flixbus, bo 47,00 zł za dwie osoby w obie strony, choć równocześnie czas podróży nim był najdłuższy. Postanowiliśmy zrobić z tego pożytek 😉 Wylot z Warszawy mieliśmy w sobotę o 7:00, postanowiliśmy więc wyjechać o 18:00 z Krakowa, dotrzeć na lotnisko około północy i trochę się przespać w terminalu (w końcu oszczędności ;)).
W tych planach nieco zamieszała nam pogoda. Choć wydawało się, że zima już dobiegła końca, nagle postanowiła o sobie przypomnieć. Lekko prószący śnieg w chwili, gdy opuszczaliśmy Kraków, na trasie przerodził się w potężną śnieżycę, zasypał skutecznie drogi i doprowadził tego, że nasza podróż do Warszawy trwała, bagatela, 10 godzin. Po wszystkim, w środku nocy zrezygnowaliśmy już z dojazdu komunikacją publiczną na lotnisko i zamówiliśmy Ubera, co kosztowało nas 13,62 zł.
Planując oszczędności w tej podróży zastanawialiśmy się, z czego najłatwiej nam zrezygnować. Dość szybko postawiliśmy na jedzenie. Nie tak, że głodowaliśmy, nie 😉 Po prostu szybko przeliczyliśmy, jak wielką oszczędnością będzie możliwość przygotowania sobie śniadania i kolacji w miejscu noclegu oraz zabranie nieco jedzenia z kraju.
Po powrocie do Polski musieliśmy trochę poczekać na autobus do Krakowa, więc koszty podróży powiększyły się o 43,00 zł czyli dodatkowy obiad w Warszawie.
Transport
Warszawę od Bazylei dzieli nieco ponad 1000 km. Lecąc samolotem, ta odległość jest niemal nieodczuwalna – między startem a lądowaniem nie ma zbyt wiele czasu, żeby podziwiać widoki z perspektywy wysokości przelotowej 😉 My ten lot spędziliśmy na pokładzie samolotu linii lotniczej Wizz Air, a koszt biletów wyniósł łączenie 156,00 zł za dwie osoby w obie strony.
W samej Bazylei nie wydaliśmy ani grosza na transport, ponieważ tamtejsze prawo stanowi, że mając zarezerwowany nocleg w mieście, otrzymuje się voucher na darmowe poruszanie się komunikacją miejską. Więcej na ten temat napisaliśmy, opowiadając Wam, czym zaskakuje Bazylea.
Nasz pobyt w Bazylei postanowiliśmy urozmaicić sobie poprzez jednodniową wycieczkę do francuskiego miasteczka Colmar. Skusiła nas przede wszystkim klimatyczna zabudowa oraz pełne uroku La petite Venise, czyli po prostu Mała Wenecja. Samo Colmar zasługuje na osobny wpis, który prędzej czy później popełnimy 😉 Dziś ograniczmy się do kosztów. Całą trasę przejechaliśmy, znów, na pokładzie Fluxbus, a kosztowało nas to całościowo 156,00 zł.
Nocleg
Spanie w Szwajcarii, w konwencjonalny sposób, jest bardzo drogie. Szukając miejsca noclegowego, najlepsze co udało nam znaleźć, to dwuosobowy pokój (bez śniadania) w Ibis Budget Basel City za cenę około 330,00 zł/noc.
Ibis Budget jest specyficzną marką. Stawia, jak sama nazwa mówi, na rozwiązania raczej niskobudżetowe. Każdy pokój ma łazienkę, której… nie ma 😉 Umywalkę znajdziecie na ścianie pokoju, a prysznic w “szafie” 😉 Żeby nie brzmiało to źle, mówimy o normalnej kabinie prysznicowej, tylko wchodzi się do niej bezpośrednio z pokoju, stąd wrażenie wchodzenia do przeszklonej szafy. Jedynie sama toaleta jest faktycznie wydzielona do osobnego pomieszczenia. Przyjeżdżając pierwszy raz do takiego hotelu można się naprawdę zaskoczyć. Niemniej jednak, my bardzo lubimy Ibis Budget – korzystaliśmy z niego już wielokrotnie w Polsce oraz dwa razy za granicą (w Dortmundzie i teraz w Bazylei). Wracając jednak do Bazylei – hotel umożliwia wypożyczenie adaptera do gniazdka elektrycznego, trzeba tylko zostawić w recepcji depozyt w wysokości 20,00 CHF. Dostęp do WiFi jest darmowy na terenie całego hotelu, również w pokojach.
Jako, że w przypadku Szwajcarii “najtaniej” wcale nie oznacza “tanio”, postanowiliśmy jeszcze nieco przyciąć koszty i ostatnią noc przed porannym wylotem z Bazylei, spędzić na lotnisku. Finansowo był to bardzo dobry ruch, ale czy rzeczywiście było warto? Mamy wątpliwości. Od wyjścia z hotelu do powrotu do domu spędziliśmy dwa dni na nogach, przeszliśmy blisko 20 km, w przerwie przespaliśmy noc na lotnisku. Stanowczo nie czuliśmy się komfortowo, jak po powrocie do domu zdjęliśmy buty 😉
Trzeba jednak przyznać, że lotnisko jest naprawdę bardzo wygodne do spania. Ochrona nie przeszkadza, a przez większość czasu światła są przygaszone. Na najwyższym piętrze w hali odlotów są również bardzo wygodne kanapy, na których można swobodnie się przespać. Są one jednak dość oblegane, więc przyjeżdżając na lotnisko późnym wieczorem, raczej będą już zajęte.
Jedzenie
Jedzenie miało być głównym punktem, na którym oszczędzimy podczas podróży. Jaki mieliśmy na to plan? Przede wszystkim kupiliśmy sporo prowiantu jeszcze w Polsce, w tym herbatę i zupki instant, aby móc wypić i zjeść coś ciepłego wieczorem (słusznie spodziewaliśmy się niskich temperatur). Spakowaliśmy też mały, podróżny czajnik, żeby mieć do dyspozycji wrzątek. I wszystko to musiało się zmieścić w bagażu podręcznym 😉
Przed wyjazdem zrobiliśmy research dotyczący sklepów, w których warto zaopatrywać się w jedzenie, jak skończą nam się zapasy. Na czele tej listy znalazły się Aldi, Denner, Migros oraz Lidl. Warto również zwrócić uwagę na różnego rodzaju targi, odbywające się na większych placach. Można tam spróbować lokalnych produktów, w tym szwajcarskich serów. Na jeden z nich się nawet skusiliśmy 😉
Co jednak z obiadami? Tu też jest ciekawa alternatywa do tradycyjnych restauracji. Są to restauracje typu “u Turka”, gdzie można zjeść nawet trzy razy taniej, choć nie będą to potrawy zbyt wykwintne 😉
Atrakcje turystyczne
Bazylea nie jest typowym miastem zabytków ale ma bardzo ciekawą zabudowę, przez co spacer po niej jest atrakcją samą w sobie. Można ją całkiem nieźle poznać korzystając z tego, co oferuje za darmo. A nie jest tego mało 😉 Począwszy od uliczek starego miasta, przez miejskie murale, Ratusz wraz z dziedzińcem, miejską bramę Spalentor (pozostałość po dawnych fortyfikacjach), katedrę Basler Münster czy też leniwie płynący Ren oraz zawieszony nad nim most Mittlere Brücke, łączący Grossbasel i Kleinbasel. Dodatkowo, na każdym kroku widać w tym mieście dotyk sztuki i jego artystyczną duszę. Bazylea słynie też z muzeów, których spora część umożliwia darmowe wejście na godzinę przed zamknięciem.
Jedyną płatną atrakcją, na którą się zdecydowaliśmy, była wieża widokowa katedry Basler Münster. Za wejście zapłaciliśmy łącznie 36,30 zł. Mimo nienajlepszej przejrzystości powietrza, widoki były warte swojej ceny. Nie chodzi tu tylko o pieniądze – samo wyjście na wieżę nie jest wcale proste, zwłaszcza w zimie.
Redukcja kosztów
Tym razem naszym jedynym sposobem na twardą redukcję kosztów podróży był Wizz Discount Club, czyli program partnerski linii lotniczej Wizz Air, dzięki któremu koszt biletów pokryliśmy zdobytymi wcześniej punktami. Tym sposobem 156,00 zł pozostało w naszej kieszeni. Jeżeli ten temat jest Wam obcy, to przeczytajcie jak to robimy, że latamy za darmo.
Za pośrednie pomniejszenie kosztów można uznać ubezpieczenie podróżne. Nie musieliśmy go kupować, ponieważ nadal mamy ważne ubezpieczenie Planeta Młodych, o którym wspominaliśmy przy okazji opisywania kosztów podróży po włoskiej Kalabrii.
Co można było zrobić taniej
Optymalizacji można szukać zawsze i wszędzie. Tak samo jest w tym przypadku, bo przecież można było zrezygnować z wieży widokowej, nie trzeba też było decydować się na krótką wycieczkę do Francji. Rzecz w tym, że ten wyjazd był już i tak okrojony do wszelkich granic, że po prostu nie byłoby warto rezygnować z kolejnych wrażeń aby oszczędzić te około 200,00 zł.
Koniec zimy
Jak widać plan się udał. Tym krótkim wyjazdem chcieliśmy pokazać, sobie i Wam, że da się odwiedzić Szwajcarię i poczuć jej charakter, nie wydając przy tym majątku. Trzeba jednak przyznać, że wymagało to trochę wyrzeczeń, dlatego już każdy z Was musi zadać sobie pytanie, z czego może zrezygnować, żeby nie stracić przy tym radości z podróży.
Na tę chwilę zostawiamy już zimową Bazyleę i wkrótce przenosimy się w znacznie cieplejsze klimaty 😉 Jeśli, tak jak my, cierpicie na niedobór słońca w każdej jednej chwili, gdy tylko schowa się za chmury, to wpadajcie na nasz Facebook i Instagram – już wkrótce będzie tam baaardzo słonecznie 😉